Przejdź do głównej zawartości

Posty

Bez pracy nie ma kołaczy.

(tu wstaw jakiś inspirujący cytat o pracy.... O ten się nada! Jak to było? "Robiąc co lubisz,nie przepracujesz ani jednego dnia" ? Coś w tym klimacie lub coś podobnego!) Otóż, pracę zaczęłam dość późno. Skutecznie znalezienie pracy wcześniej utrudniał mi plan zajęć studiów rozpierdolony na całe dni z co najmniej 2 godzinnymi okienkami.  Ale w końcu jakoś się udało! Wykładanie towaru, produkcje z drącymi na ciebie ryja babami,które pracowały tam po naście lat, nawet obiłam się o coś a la telemarketing ( i usłyszałam,że się nie nadaje,bo jestem za miła.. Uprzedzając pytania- już mi przeszło. Życie.), sprzątanie. Ogromnym przerażeniem napawała mnie myśl,że mogłabym tam utknąć na zawsze,więc szukałam czegoś lepszego. Nie było łatwo,biorąc pod uwagę moje zerowe doświadczenie w pracach biurowych i wymagania z kosmosu ( minimum 2 lata doświadczenia, status studenta,orzeczenie o niepełnosprawności i to wszystko przyprawiane nieraz umową o dzieło lub w lepszym przypadku zleceni
Najnowsze posty

Podobno najlepszy czas w życiu.

Studia to podobno najlepszy czas w życiu. Podobno. Może wtedy, gdy wie, co się chce robić w życiu. Ja nie wiedziałam. Wiedziałam tylko,że na studia muszę iść.  Żeby być magistrem,pójść do korpo,wziąć kredyt na mieszkanie i mieć rodzinę. A  że lubiłam zawsze pomagać, na weterynarię i medycynę nie miałam szans,wybrałam najpierw pielęgniarstwo. Później jednak mając przed oczami wizje ludzi,którzy na mnie wrzeszczą i  mają pretensje, że coś zrobiłam nie tak, zrezygnowałam. Później była filologia. Bałkańska. Każdy z kim rozmawiałam i słyszał  jaka to filologia zawsze reagował " O super,oryginalnie!" I choć pewnie to było z grzeczności pomieszanej ze zdumieniem miałam ochotę odpowiedzieć " Oryginalnie i co z tego?" Nie skończyłam magisterki ze względu na mój lęk przed promotorem, a może i przez to, że uświadomił mi,że moja praca się do niczego nie nadawała. To odpuściłam. Zawsze odpuszczałam. Z resztą ludzie w dzisiejszych czasach tacy są, niby stoi nad Tobą couch w ga

(Prawie) Love Story po mojemu

"Rozglądasz się po świecie i wyraźnie dostrzegasz ludzi, którzy promieniują szczególnym blaskiem. Też chcesz błyszczeć. Znasz siebie dobrze i masz pewność, że z natury jesteś matowy. Widzisz, że błyszczący żyją życiem na wysoki połysk. Ty masz życie na wysoki mat. Tylko chwilę próbujesz zawalczyć o blask, ale wiesz, że nie wygenerujesz go z komponentów,jakie posiadasz." ( " A ja żem jej powiedziała" , Katarzyna Nosowska) Miało nie być nic o byłym,ale ciężko Go pominąć opisując moje życie. Jak do tej pory to jedyny były i potwierdzenie,że do związków się nie nadaje. Ile to lat już minęło? Yyyy... D-w-a-n-a-ś-c-i-e!  Wyobrażacie sobie? I parę lat męczenia się i stękania po zerwaniu (On ze mną w sensie). Napisał do mnie na gadu-gadu,napisałabym,że na relikcie tamtych czasów,ale od brata słyszałam,że ów komunikator znów wraca do łask. Zagadał o bilety na koncert, gdzie kupić. A ja się dałam złapać, jak idiotka. A może chciałam dać się złapać,może komuś w

"Chcesz zmieniać świat..."

Równocześnie z koncertami, wszedł aktywizm. Próby mniej lub bardziej udolnych działań głównie prozwierzęcych. Wegetarianizm,a później weganizm. Wolontariat w schronisku,który zaczęłam jeszcze w gimnazjum już nie starczał. Chociaż w schronisku spędzałam praktycznie każdy weekend,czasem jeżdziłam też po lekcjach,gdy miałam krócej zajęcia. Wraz z Edytą parę lat targałyśmy wszelkie bannery na demonstracje czy pikiety. Były też zjazdy animalistyczne,dwie prawie rozbierane akcje. Na maxa się wkreciłam, poznałam tylu ludzi. Myślałam,że mogę zmienić ten świat,ale też chciałam się czuc potrzebna. Z resztą misja życiowa "być potrzebną" została mi do dziś i to ona paradoksalnie zaprowadziła mnie w końcu do depresji. Bo nie dawałam rady, miałam poczucie porażki,a także z biegiem lat,wszyscy już wszystko robili milion razy lepiej ode mnie i nie czułam się potrzebna. Nikomu. Do pracy,do akcji,do czegokolwiek. Pojawiła się frustracja,która podobnie jak przemożna potrzeba "b

Na imię miała Agnieszka

A raczej ma ;) Z Agnieszką jak już wspomniałam, poznałam się w przedszkolu. Później była ta sama podstawówka,gimnazjum i ku niepocieszeniu nauczycieli i pedagoga szkolnego z dotychczasowych ówczesnych szkół, także to samo liceum. Liceum uważam za najbardziej udany do tej pory okres w życiu. Ubrane często na czarno, często w poszarpane rzeczy chodziłyśmy na koncerty praktycznie co tydzień. Punk, hardcore i odrobina metalu. I to własnie w rytmie tych dźwięków upływało mi liceum.   W tych dźwiękach i platonicznej miłości do uwaga! a jakże tego samego chłopaka co Agnieszka. Wysokiego,długowłosego,chudego blondyna w bluzie z Iron Maiden,który grał w zespole za którym zdarzało się nam jeździć jak na psychofanki przystało.   Niczym się wtedy nie przejmowałam, zakładając,że później to w życiu jakoś będzie: normalna praca,dom rodzina. A tu figa z makiem. Nadal. Nic. Nic o ograch.

Od początku

Cofnijmy się na chwilę do czasów najdawniejszych. Otóż urodziłam się 30 lat temu w Bydgoszczy jako dziecko ze schorzeniem,które plasuje się chyba w czołówce rankingu  chorób,które są później wyśmiewane- wodogłowiem. Także dzieciństwo pamiętam przez pryzmat szpitali, wiecznych operacji i reoperacji i ryczeniem za mamą. Była jeszcze pierwsza szpitalna miłość. Taaak! Pamiętam! Chłopak jakieś 10 lat starszy ode mnie,którego imienia nie znałam,to znaczy nazywałam Go Poznań,bo wtedy myślałam,że to imię. Jakie gorzkie było moje rozczarowanie, gdy później okazało się,że to jednak miasto ;)  Następnym etapem było przedszkole,a raczej od razu zerówka w której to wyrastałam już na prawdziwego outsidera. Do dziś pamiętam ten dzień w którym poszłam do innej grupy i zobaczyłam tam samotnie bawiącą się szachami chudą,wysoką dziewczynę. To była Agnieszka. I właśnie tak zaczęła się nasza przyjaźń, wyboista, ponieważ nieraz nauczyciele  chcieli nas rozdzielić,ale o tym później ;) Ufff,no to na dziś ko

Nic o ograch...

"Kopciuszek,ooo jest! I żyli długo i szczęśliwie. Oooo... Nic o ograch! Zobaczmy pod Śnieżka. Spotkała Księcia. Ooo...Nic o ograch. Śpiąca Królewna. Nic o ograch! Jaś i Małgosia? Nieee... Calineczka? Nie! Sierotka Marysia, Mała Syrenka, Pretty Woman! Nie,nie,nie,nie! Widzisz ogry nie żyją długo i szczęśliwie!" ("Shrek 2") Jak już wspomniałam stuknęła mi 30tka. I nic.  Ludzie w moim wieku mają już dzieci,dobre posady (czasem i kierownicze),własne mieszkania, a ja nadal nic. O! Przepraszam- 3 tygodnie znowu wyprowadziłam się z domu rodzinnego próbując szczęścia tym razem we Wrocławiu tym razem jako opiekun zwierząt w hotelu ( choć nadal walczę o możliwość pracy w lecznicy), także teraz swój rodzinny wieżowiec zamieniłam na wrocławski wieżowiec (jeszcze większy od tego bydgoskiego),a raczej na pokój,który wyglądem bardziej przypomina celę,ponieważ jest bardzo mały i ma malutkie okienko,które jest umieszczone bardzo wysoko stąd moje skojarzenie) w mieszkaniu z nim,